Sprzężenie zwrotne
Przekaż informację zwrotną Co Megan lubi w Loving Hut Vegan Cuisine:
Jestem naprawdę zdziwiona tak niską oceną Loving Hut na Zomato, bo jest to jedna z moich ulubionych restauracji wegańskich. Dania zawsze są ciepłe, dobrze doprawione i po prostu smaczne. Wydaje mi się, że każdy znajdzie tutaj danie dla siebie, menu jest ogromne. Godne polecenia są sajgonki, vegan balls i rock&roll. Porcje są naprawdę duże, raczej nie wyjdzie się głodnym. Ceny jak najbardziej adekwatne, jakość dań zaw... Zobacz wszystkie opinie.
Strasznie mnie rozśmieszyła recenzja jednego Pana, który zarzucał Loving Hut Brak sosów :D 100% Polaka w Polaku wszystko musi być zalane sosem, czy to po tajsku czy pizza... Argument, że w innych Chińczykach jest dużo sosu jest dla mnie mistrzowski! Wracając do recenzji, w Loving Hut jest pysznie i mój mąż mięsożerca uwielbia seitan a 'la kaczka czy wołowina, który zarówno wyglądem, smakiem i teksturą świetnie imituje mięso. Każdy znajdzie tam coś dla siebie, a ciasto po prostu rozpływa się w ustach :
Polecam z całego serca! Idealne miejsce dla wegetarian i wegan i nie tylko! Bardzo smaczne jedzenie w niskiej cenie : Wszystko mi smakuje a za każdym razem jak jestem biorę co innego.
Zdecydowanie najlepszy wybór gdy chce się zjeść szybko, tanio i wege w Warszawie. Ogromne porcje w super cenach. Można tu zjeść vegan krewetki, kurczaka, wołowinę. Wystrój obskurny, ale ma swój urok. Polecam!
Lokal przy Waryńskiego, dosłownie dwa kroki od wyjścia z metra Politechnika, ma nieco inny charakter niż barek przy Jana Pawła, choć kuchnia i koncepcja lokalu niczym się nie różnią. W tym Loving Hut jest jednak nieco mniej barowo , choć na pewno nie powiedziałbym, że restauracyjnie . ; Mamy jednak przyjemne, pastelowe kolory, girlandy sztucznych kwiatów i logo sieci na plafonie pod sufitem. Duże okna na dwóch ścianach zapewniają sporo dziennego światła we wnętrzu. W menu klasyka fast foodu azjatyckiego (głównie wietnamskiego w wersjach w 100% roślinnych, miłość do braci mniejszych widać też np. w przełożonych w lokalu ulotkach organizacji prozwierzęcych oraz w dekoracyjne ramce ze zdjęciami wegańskich sportowców i celebrytów. Po 17 w piątek był tu spory ruch, co pozwala stwierdzić, że etyczna kuchnia w przystępnej cenie jest czymś, co wracający z pracy (bądź z Politechniki warszawiacy wyraźnie doceniają. Publiczność różnorodna od wydziaranych alt wegan, przez normalsów, po osoby starszej daty. Tym razem zamówiłem sajgonki (w wersji bez ryżu, a i tak się nimi najadłem w opór , którym towarzyszył sos oraz surówka identyczna z tą, która jest serwowana przy Jana Pawła. Danie bardzo smaczne, nie gwałcące kubków smakowych glutaminianem (choć usłyszałem nazwę tego związku w rozmowie gości dwa stoliki dalej, więc pewnie jest różnie w różnych daniach i chrupiące. Do tego skusiłem się na puszkę wietnamskiego napoju z liczi, który jednak był przesłodzony. Jedyny istotny minus to standardowa dla tego typu lokali marna wentylacja, przez co przechodzi się azjatyckim zapachem do kości. Jednak poza tym w swojej specyficznej kategorii azjatycki fast food jest to miejsce godne polecenia.
Miejsce istniejące na mapie kulinarnej Warszawy jeszcze na długo przed eksplozją mody na kuchnię wegańską. W obliczu co i rusz otwieranych lokali serwujących wegańskie burgery, wegańską pizzę, wegańskie sushi, nawet powstających wegańskich rzeźników, Loving Hut trwa sobie od dobrych kilku lat zupełnie niewzruszone, bezpretensjonalne, z nieodświeżonym od dłuższego czasu wystrojem wnętrza. Prawdziwa hipsteriada, biorąc pod uwagę że wszystkie inne wegańskie knajpy są z reguły obklejone plakatami z chwytliwymi hasłami i mają na widoku jadalne talerze. : Tutaj jest trochę jak w klasycznym chińczyku, trochę jak w barze mlecznym i jedyne czego możemy być pewni to to, że wszystko co dostaniemy do jedzenia będzie wegańskie. Menu to zupełnie osobna historia, tak chaotycznej publikacji nie widziałam już dawno, choć oczywiście ma to swój barowy urok. Rozwieszone na ścianie w postaci zdjęć przedstawiających poszczególne dania, podpisane od sasa do lasa niektóre posiłki po polsku (zwłaszcza te na bazie bakłażana , inne w wersji oryginalnej (bun bo hue, bun cha gio , jeszcze kolejne w poetyckim angielskim (crazy rainbow, golden dream, heavenly salad, ocean of dream , by dojść do istnego esperanto (vege shashlik . Trochę nie miałam czasu by się wgłębiać w tajniki jadłospisu, więc postawiłam na coś, co brzmiało jak opcja sprawdzona, czyli tofu w sosie słodko kwaśnym. Realizacja zamówienia błyskawiczna, porcja jak na 14 zł naprawdę uczciwa, tofu miękkie i fajnie podduszone w sosie, choć ten ostatni trochę klasycznie dosmaczony glutaminianem sodu. Surówka z marchewki i z białej kapusty niepotrzebnie potraktowana jakimś zielonym sosem, a ryż podany w typowym stożku, natomiast całość sycąca i w gruncie rzeczy obroniła się jako szybki, wegański posiłek. Ponoć podają tu naprawdę fantastyczne zupy jeszcze przyjdę sprawdzić, bo mimo istnego sajgonu w menu Loving Hut mnie całkiem zaintrygowało. Obsługa dość kiepsko mówi po polsku, ale jest sympatyczna i szybko realizuje zamówienia. Nie było też problemu żebym złożyła zamówienie, które przekazano już do kuchni, a ja w międzyczasie odbyłam jeszcze wycieczkę do bankomatu (nie można płacić kartą! . Chodźcie do Loving Hut, żeby zobaczyć jak wyglądała kuchnia wegańska zanim zrobiła się modna. :